Na co dzień na pewno nie dla mnie - w tak mocnym rozświetleniu po godzinie świecę się jak... bomka ;) Ale na zdjęciach o dziwo efekt mnie pozytywnie zaskoczył. ZERO PHOTOSHOPA!
W ogóle nie użyłam brązera, a pudru matującego jedynie przy skrzydełkach nosa.
Na oczach cienie neonowe z paletki My Secret, na ustach matowa pomadka Inglot 424.
Jako rozświetlacza użyłam najpierw płynnego białego rozświetlacza Inglota, potem poprawiłam wiosenną mgłą pudrową Paese :)
I jak? Lubicie takie maksymalne rozświetlanie?